Lockdown, słońce i uśmiechnięci ludzie

23.12.2020 – Ostatni dzień wolności, przed nami LOCKDOWN Włoch 😊 Woda jest, jedzenie także no i wino 😊 Stanęliśmy na uboczu choć blisko plaży. Swoją linę wspinaczkową tym razem wykorzystałem do zrobienia Malice i Mandeli małpiego gaju w lasku piniowym, który zaczyna się 2m od vana 😊 Pętla wspinaczkowa służy za huśtawkę, karabinki też się przydały. Dzieciaki chodzą dookoła, czasami spadają. Jednym słowem dużo radości. Ale po kolei – wracamy na prom.

Sardynia wita nas słońcem. Po zjeździe z promu próbuję odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Za dużo szaleńców na drodze, rzadko kto używa kierunkowskazów. Powoli oswajam się z miejscem. Znajdujemy duży parking przy porcie w Olbii, gdzie o poranku zjechało chyba pół miasta, żeby łowić ryby. Po niedawnej szarówce w Gdyni oraz śniegach na granicy byliśmy spragnieni słońca. Powoli, noga za nogą, zmierzamy w kierunku najstarszej dzielnicy miasta. Wszystko wydaje się uśmiechać do nas i witać. W małym parku kosiarka-biedronka powoduje duży wybuch śmiechu u całej 4ki 🙂 Tu nie ma betonów, każdy dom jest inny, kolorowy. W każdej wąskiej uliczce kwiaty, dużo kafejek. A gdy już znajdziemy betonowy mur to nawet on przystrojony jest tym, co artystom w duszy grało. Myślę, że duże znaczenie ma ludzka skala budynków. Gdy wychodzimy z powalającego prostotą kamiennego kościoła Mandela mówi: ‘tata siku’. Rozglądam się i…cholera przyzwyczajony jestem do lasu, gór, a nie do wąskich uliczek. Nie chcąc nadużywać gościnności Sardyńczyków idziemy za rękę krętymi uliczkami. W końcu jedna z nich okazuje się ślepa, na końcu ruiny domu, a na chodniku studzienka – ufff 🙂

Spacer zawsze wzmacnia apetyt, więc po powrocie do vana robimy obiad. Wędkarze dalej siedzą w tych samych miejscach, łowią, rozmawiają, cieszą się grudniowym słońcem. Ruszamy na zakupy – żywność to jedno, a drugie – włoskie SIM karty. Kupujemy polecaną przez znajomą, która spędziła w tym roku na Sardynii 8 miesięcy w kamperze, kartę operatora Iliad – 10 Euro i 50 Gb mamy w kieszeni. Po drodze jeszcze paliwo do naszego agregatu, żeby być w 100% niezależnym, cokolwiek by się nie działo. Chcieliśmy też zatankować gaz do butli Gasbank, jednak tu niespodzianka. Miła Pani na stacji (a dokładniej w kafejce na stacji) mówi, że owszem GPL jest, ale dostępny dopiero od godz. 1500. Sjesta 😊 Uśmiecham się i dopytuję o wodę, bo zbiornik mamy prawie pusty. Mogę użyć kranu w toalecie. Wyciągam konewkę i zaczynam latać w jedną i drugą stronę. Po trzecim kółku babeczka podkłada mi klin pod drzwi, żebym nie musiał za każdym razem ich otwierać. Dziękuję jej za miły gest. Po kolejnych dwóch wychodzi z kafejki, bierze konewkę stojącą koło jednego z dystrybutorów i pyta, czy pomóc? 😊 Chwilę później przeprasza mnie, że nie mają kranika na zewnątrz i muszę latać z konewką! Nie wierzę własnym uszom. ‚Grazie mille’ odpowiadam. Można jednak być miłym, ludzkim. Tu powoli zaczynam odzyskiwać wiarę, że nie wszędzie jeszcze taka obojętność. Ruszamy by chwilę później dotrzeć do naszej pierwszej miejscówki – Spiaggia Orvile koło miasta Posada. Stajemy nad rzeką o tej samej nazwie, gdzie zaparkował mały kamper 4×4. Wyłania się z niego miły Niemiec, z którym już za chwilę rozpoczynamy dyskusję.

Macie swój ulubiony kraj, do którego lubicie wracać? Co takiego pociąga Was w nim najbardziej?


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s