
O poranku ruszamy z dzieciakami do Posada na Castello di Fava, albo raczej to, co z niego zostało. Sama Posada warta jest uwagi. Miasto położone na dość sporych rozmiarów skalistym wzgórzu. Wokół rozlewiska rzeki. Coś na ten temat wiemy, bo wieczorem wjechaliśmy, jednak zostać się nie zdecydowaliśmy. Dużo mułu, teren dość mokry. Nasze całoroczne opony dały radę, jednak postój przez noc mógłby mnie o poranku przyprawić o ból głowy
Tu także wąskie uliczki pnące się dość mocno do góry. Kolorowe domy, duże tarasy, na których można popijać powoli kawę. Niestety ta część miasta jest dość wakacyjna, więc spotykamy tylko nielicznych mieszkańców. Jednak także i tu nie obyło się bez miłych spotkań. Najpierw holenderka, współwłaścicielka sardyńskiego baru na Via Eleonora D’Arborea – 100×100 Sardinia , który odwiedzamy na cappuccino dzień później. Potem pewnie z 90-letnia babcia, kiedy widzi nas ze swojego balkonu schodzących ulicą w dół, wychodzi przed dom, wita i zaczyna z nami rozmawiać. Sardyńczycy, Włosi są na co dzień ludźmi bardzo ‘stadnymi’. Wspólne kawy, rozmowy. Nawet COVID nie zniechęca ich, żeby choć na chwilę spotkać się, zagadać, doświadczyć obecności drugiego człowieka.





Wybiegnę tu do przodu, bo to nie pierwszy raz, kiedy zdarza się taka sytuacja. Na dwie godziny przed Wigilią siedzimy w kampervanie, dzieciaki mają chwilę z rysowaniem, wycinaniem i przyklejaniem. Przypomnę, że to pierwszy dzień lockdown’u z zakazem wyjścia z domów. Do vana zbliża się mama z córką. Na moje oko mama około 80ki, córka 50ki. Gdy przechodzą koło nas rzucamy: ‘buon giorno e buon Natale’. Babcia wyrywa się do nas, choć córka z maską w ręku próbuje ją przytrzymać Zaczyna się rozmowa – ja słucham i się uśmiecham, Natalia prowadzi. Starsi ludzie spragnieni są kontaktów z innymi! Warto o tym pamiętać na co dzień. Jeżeli macie wokół takich sąsiadów, to poświęćcie im kilka minut – będzie to dla nich najważniejsze przeżycie dnia.
Przejazdami będąc w Warszawie spotkaliśmy się dwa razy z naszym 95-letnim wujkiem Jankiem. Za pierwszym razem, na chwilę przed wystrzeleniem COVID’owych statystyk, zabrał nas do knajpki na ul. Freta naprzeciw kościoła oo. Dominikanów. Knajpka, w której spotykał się ze swoimi przyjaciółmi. Niestety, słuszny wiek pozostawił go już jedynym z tej grupy. Także był to dobry czas na wspólne świętowanie przy butelce wina. Gdy wracaliśmy z Podlasia po dzieciaki, statystyki były już czerwone, więc…spotkaliśmy się w kampervanie pod jego mieszkaniem
Wracając do wioseczki Posada – wracamy dzień później, żeby zwiedzić otwarty w weekendy zamek. Siedzimy tam godzinę to bawiąc się z dzieciakami, to gapiąc się przed siebie. Ze wzgórza mamy niczym niezakłócony widok na okolicę. Choć wieje dość mocno w słońcu jest bosko. Dzieciaki bawią się godzinę tym, co znalazły na zamku. Schodząc w dół Natalia rzuca: ‘gdzie jest ta knajpka, którą wczoraj mijaliśmy? Mieliśmy wpaść na kawę’. Uśmiecham się bo na samą myśl o włoskiej kawie robi mi się błogo. Już za chwilę siedzimy w środku, słuchając włoskiego, rozmawiając z właścicielem i popijając cappuccino. Mandela i Malika dostają spienione mleko posypane czekoladą. Miło patrzeć jak cieszą się mogąc robić to, co wszyscy dookoła – popijać…a raczej łyżeczkami zjadać pianę i mleko
Po drodze na plażę zahaczamy o domek miejscowego rolnika. Na Sardynii nie jest to trudne, żeby zdobyć lokalne warzywa, owoce, sery i wino. Wszystko bez grama chemii!
Zainspirujcie innych i zostawcie krótki komentarz, jeżeli uda się Wam rozdać kilka minut Waszego czasu starszym. Oni to docenią!
Ps. Oczywiście wszystko z zachowaniem zasad COVID’owego bezpieczeństwa










