
Do napisania tego artykułu zmobilizowało mnie jedno, jednak bardzo ważne wydarzenie. Z rozrzewnieniem wspominam nie tak dawne czasy, kiedy co chwilę pakowałem plecak i ruszaliśmy razem z Łukaszem, moim dobrym kolegą, na wspin. Sportowy, taternicki, letni, zimowy, drytool, czy wspinanie w lodzie…ehhh aż się chce płakać, gdy o tym myślę. Powtarzałem sobie, że jeszcze wrócę, kiedy dzieciaki dorosną. A stało się to szybciej niż myślałem Stąd od razu usiadłem i zacząłem pisać.
Vanlife daje dużo wolności i możliwości. Można zmieniać codziennie miejsca, zatrzymać się na dłużej, gdy zauroczymy się tym, co nas otacza. Nasz vanlife jest czymś więcej niż zazwyczaj. Nie dość, że z 2ką małych dzieciaków, to jeszcze dużo czasu staramy się spędzać z nimi aktywnie: w górach, na rowerach no i w końcu zaczął się wspin








Wielu z Was dopytuje, co robimy z dzieciakami. Jak spędzamy czas, jak się bawią. Dużo też pytań dotyczy tego jak udaje nam się pomieścić na ok. 8 m2.
Minimalizm to podejście do życia, które ułatwia wiele. Nie mamy za dużo, a to co mamy, jest nam po prostu niezbędne. Z mniejszą ilością rzeczy po prostu łatwiej się żyje:) Po drugie – jeżeli chcemy żyć w wolności to trzeba pójść na kompromisy, pewne rzeczy pożegnać, z pewnymi się polubić i pogodzić. Jak to w życiu – coś za coś. Uczy nas to, że trzeba trochę poświęcić, żeby wejść na inny poziom. Jak to powiada starsza już przyjaciółka s. Maksia – nie ma kącika bez krzyżyka
Ale do rzeczy. Te 8m2 to przestrzeń w której śpimy, czasami jemy, czasami myjemy się. Większa część naszego dnia to życie w naturze, poza vanem. Nawet kiedy pada, próbujemy część dnia spędzić na zewnątrz. A co robią dzieciaki, które mają ze sobą bardzo mało zabawek, brak Playstation czy komórki? Ich dzieciństwo przypomina nam nasze – zabawy na trzepaku, rolki z przyjaciółmi, skakanie po drzewach. XXI wiek, niby tyle się mówi, że czasy już nie te same, dużo się zmieniło – dzieciaki siedzą przed kompami, w komórkach, w grach. Przynajmniej tym najmłodszym przedłużajmy to offline dzieciństwo ile się da, starając się zainteresować je naturą i tym, co ona nam daje.
Próbujemy pokazać Malice i Mandeli, że świat jest piękny, że to, co nas otacza jest cholernie interesujące, jest najlepszą szkołą, do jakiej mogą uczęszczać. Że najlepszym placem zabaw jest przyroda, że zabawki znajduje się pod drzewami, na plaży, na ścieżce, pod skałami. Na pewno na plus, że jest ich 2ka. Razem się bawią, gdy spotykamy inne dzieciaki wciągają w tą zabawę także ich. Czasami aż się łapiemy za głowę jak pomysłowe i kreatywne są ich zabawy. To tylko dowód na to, że dzieci się nie zmieniły. Są podobne do nas, kiedy sami byliśmy mali. Dalej potrafią okazywać dużo radości bez tysięcy plastikowych zabawek, TV, komputera, gier i mediów społecznościowych. Jedyne, co się zmieniło to my – rodzice.








Nie będę zachęcał wszystkich do podobnego stylu życia. Jest zwariowany i wymaga dużo poświęceń. Nie trzeba też spędzać z dzieciakami 24/7, bo sam wiem, że czasami to niezdrowe i kosztuje dużo nerwów. Czasami i nam nie starcza cierpliwości. Jednak do jednej rzeczy mogę i chcę zachęcić Was wszystkich. Czy macie już swoje pociechy, czy dopiero planujecie. A może jeszcze nawet tego nie, jednak kiedyś może przyjdzie ten czas. A gdy już staniecie się mamami i tatami – poświęćcie im trochę więcej czasu! Powspinajcie się razem na drzewa. Zróbcie, nie kupujcie!!!, huśtawkę na drzewie. Poudawajcie niedźwiedzia, goniąc za nimi po lesie. Jeżeli ktoś uzna Was za wariata, to jego problem. Wybierzcie się w góry i schowajcie w kieszeń Wasz cel. Idźcie noga za nogą, uważnie słuchajcie, przyglądajcie się wszystkim żuczkom i biedroneczkom, które Wasze dziecko wytropi, zachwycajcie się każdym kamieniem. I na pewno nie traćcie cierpliwości tak szybko jak ja – trochę przesytu
Razem z Natalią uważamy, że w tym okresie życia, w którym są Malika i Mandela, najważniejszy jest ruch, najlepiej na świeżym powietrzu. Wspinanie się po drzewach, wdrapywanie się na górkę i turlanie z niej, czołganie, skakanie po kamieniach na szlaku w górę i w dół, wspinanie na skałki, bujanie na huśtawce. Zabawa w piasku, błocie, kijem, kamieniem, mchem, wodą jest tym, co wspiera najlepiej rozwój zmysłu równowagi, koordynację ruchową, koncentrację oraz wzmacnia mięśnie i stawy. To niezastąpione przygotowanie do tego, żeby za jakiś czas mogły złapać za długopis i usiąść w szkolnej ławce. Zmysł równowagi jest filtrem, który jeżeli nie zostanie dobrze rozwinięty, to hamuje rozwój innych zmysłów m.in. słuchu i mowy. Dlatego dzieci mogą mieć później problem z koordynacją pracy oko-ręka przy pisaniu, zaburzenia w rozwoju mowy. Poza tym dzieci dużo chętniej uczą się pisania i czytania w naturalnym środowisku. Wolą przeliczać muszelki, kamyki, patyki przy tym pląsając do woli. Wolą bardziej wziąć patyk i zacząć pisać nim na piasku niż w ławce. Można zapisać się i zapłacić słono za zajęcia z sensomotoryki, tylko po co, jak to samo można zrobić w lesie, na plaży, na łące korzystając z bogactwa natury. Uczymy nasze dzieci odczuwać naturę wszystkimi zmysłami, gdy chodzą bosą stopą po piasku, trawie, słuchają śpiewu ptaków, szumu fal i wiatru, dotyku, gdy grzebią w piasku, przelewają wodę, lepią kulki z błotka, smaku, gdy próbują różnych lokalnych potraw.








Wracając do wątku sprzed długiej dygresji Może to wspólne wyjścia do lasu i w góry. Wspólny rower, piłka. A może i wspólne czytanie i opowiadanie różnych przygód. Dwa dni temu Malika po raz pierwszy związała się ze mną liną i ruszyła do góry, by już po chwili klepnąć karabinek wędki, puścić skałę i zjechać na dół. Żadnego ‚ale’, ‚nie mogę’, ‚boję się’. A nawet, jeżeli się bała, to ten strach umiała przezwyciężyć. Przecież wie, że Vaiana się nie poddawała i próbowała raz za razem, aż jej wyszło. To chyba najlepsza lekcja dla nas rodziców – dzięki codziennemu obcowaniu razem w różnych sytuacjach dzieciaki stają się odważne, samodzielne i kreatywne. Podpatrują rodziców, by już za chwilę samodzielnie iść przed siebie. 2.5 letniego Mandelę czasami trzeba zmusić, żeby w zbyt eksponowanym terenie w górach chwycił za rękę. ‚Tato, ja sam. Jestem duży chłopak’
Trudno z tym dyskutować
Myślę, że to codzienne towarzyszenie im w ich przygodzie zwanej życiem, jest najlepsza drogą ku temu, żeby pewnego dnia mogły świadomie i odważnie podejmować własne decyzje. I tak, rozumiem, że czasami trudno logistycznie ogarnąć, tysiąc innych rzeczy na głowie i człowiek po ludzku zmęczony, to jednak warto i do tego Was zachęcamy. Weźcie namiot, kuchenkę i zróbcie wspólną nocowankę w lesie. Albo ognisko na plaży i biwak pod gołym niebem. Dzieciaki najwięcej uczą się od Was, rodziców. Niech wiedzą, patrząc na Was, że czas z nimi i oni sami są NAJWAŻNIEJSI! Wtedy będą chcieli sami przyjść i pogadać. Zapytać, podzielić się zagwostką, zwierzyć z ‚największego na świecie’ problemem.























