
Nasz sardyński etap podróży zakończył się i od kilku dni jesteśmy w Polsce. Jednak o Sardynii będziemy pisać jeszcze długo 😉 Dzieciaki już nie mogły się doczekać spotkania z dziadkami. A my chcieliśmy odwiedzić tych najstarszych z naszej rodziny – prawie 96 letnią prababcię Maliki i Mandeli, 93 letniego wujka i 86 letnią ‘przyszywaną’ prababcię.
Dzieciaki wydoroślały, nam przybyło kilka siwych włosów, babcia przeszła na długo oczekiwaną emeryturę, prababcia odżyła, wujek niestety podupadł. Dla najmłodszych 6 miesięcy to szmat czasu, dla Mandeli – ⅙ jego życia, dla wujka to tylko mały ułamek, długiej podróży przez życie. Dla każdego duża zmiana.
W czasie tej podróży nie ominął nas ‘onlajnowy’ hejt – ‘jak można dzieci tak męczyć, robicie im krzywdę. Potrzebują przedszkola, rówieśników. Egoistyczni rodzice. Dzieciom wszystko jedno czy to Pcim (nie mamy nic do Pcimia haha) czy Rzym. Cyganeria nikogo nigdy niczego nie nauczyła’ 😂 A co my możemy powiedzieć spędzając 24 godziny na dobę z dzieciakami, przyglądając się zmianom, rozwojowi.






Wychowałem się z 2ką rodzeństwa w jednym pokoju. To były jeszcze lata poprzedniego systemu i uważam, że to w dużej mierze ukształtowało moje/nasze podejście do życia, nauczyło minimalizmu, umiejętności dogadywania i dzielenia się, zbliżyło do siebie.
2 lata temu udało się nam ‘wykopać’ dzieciaki z naszej sypialni. Rozłożyliśmy im w domu namiot, wrzuciliśmy dwa materacyki i kempingową lampkę. Od tego czasu śpią razem, przytuleni, złapani za ręce, jedno na drugim 🙃🥰 Często opowiadają sobie bajki, historie, ‘czytają’ książki. Czas vanlife’u zbliżył ich jeszcze bardziej. Uczą się od siebie, pomagają sobie w najtrudniejszych chwilach. Kreatywnie bawią się, czy to na plaży, czy w górach, używając tego, co znajdą. Ostatnio zrobiliśmy sobie wędki z tego, co wyrzuciło morze – haczyk od miotły, sznurek, kawałek kory jako spławik i kijek, który przebył pewnie pół morza Śródziemnego. Każdy wędka w łapę i nie było ich przez dwie godziny.
Malika uczyła się jak opiekować się młodszym bratem, Mandela powalał nas, kiedy gonił po ścieżce w górach z kwiatami w ręku, doganiał siostrę i mówił: ‘to dla Ciebie Mika’ albo ‘to dla Ciebie mamo’ 💪😍
W tym najbardziej dla nich ‘chłonnym’ okresie życia mieliśmy sposobność, żeby pokazać im nasze wartości, mówić o tym, co dla nas ważne. Czasu mieliśmy pod dostatkiem. Często widziały spójność w tym, co mówimy i robimy. Czasami jednak zwracały nam uwagę, że coś nie gra. Młodzi są bardzo uważni, nic nie umknie ich uwadze. Ich proces analizy i wnioski są wspaniałe i często powodują, że robimy się czerwoni na twarzy 🤣





Żebyście nie pomyśleli, że wszystko się nam udawało. Czasami wkurzam się, że Mandela wrzeszczy na Malikę (albo na odwrót), a potem łapię się na tym, że uczą się tego ode mnie. Tata krzyczy, więc to normalne. Słowa: ‘pierdolik’, ’kuźwa’, ‘madafaka’ czasami powodują, że łapiemy się za głowę 🤪😂 Vanlife 24/7 z dwójką małych dzieciaków, to też dużo wyzwań i puszczają nerwy. Życie…
Wychowanie to nie ‘formatowanie’ cukierkowych dzieciaków, żeby były grzeczne, słuchały i zawsze się uśmiechały. Uczymy je, żeby myślały za siebie i niejednokrotnie jest to dla nas trudne. Czasami to ja potrzebuję odpuścić, ugryźć się w język, bo alternatywą jest bitwa. Nawet porady z książki ‘Jak mówić do dzieci…’ nie pomagają 😄 Jednak uczymy ich także działania w zespole, robienia rzeczy razem. Dzielenia się, dogadywania, kiedy każdy ma inne zdanie. Mandela podnosi wtedy palec wskazujący do góry i mówi: ‘mam plan. Pierw pobawimy się w to, co Ty chcesz, a potem w piratów’. Albo na odwrót. Nauczyły się współdziałać. Wiedzą, że każdy jest inny, może mieć odmienne zdanie. Kiedy trzeba, potrafią też zawalczyć o swoje. Kiedy dostają słodycze, chowają je w plecak (oczywiście nigdy nie mogę doliczyć się wszystkich sztuk) i mówią: ‘to na czarną godzinę! – w góry, na rowery, jak będzie zimno, będzie padało, będziemy zmęczeni’ 🙂
Wiedzą, że woda do picia nie bierze się ze sklepu, kupowana w plastikowych butelkach. Wodę trzeba znaleźć, zatankować, przefiltrować i można pić. ‘Głupi jest ten, kto wyrzuca śmieci do natury, pozostawia po sobie srajtaśmę i nie zakopane kupy’ mówią.
Odwiedzaliśmy place zabaw po drodze. Malika i Mandela bawili się z Włochami, Amerykanami, Niemcami, Szwajcarami, Czechami i Belgami. Bariera językowa nie stanowiła większego problemu. Język ciała sprawdzał się dobrze.
Weryfikacją tego, jak sobie poradziliśmy były pierwsze dni zabaw w Polsce. Zagadywali do dzieciaków, bawili się razem. Takiej otwartości życzyłbym nam wszystkim. Z Zośką spotkaliśmy się później jeszcze raz, bo dziewczynom bawiło się tak dobrze. Kiedy jeden z chłopaków zabierał wiaderko, Malika ze smutkiem podeszła do babci i powiedziała, że przykro jej, że tak bez pytania bierze jej rzeczy. W końcu zareagowała mama chłopca, zabrała wiaderko i oddała Malice. Młody zerwał się do biegu w dalszą część placu zabaw. Tam rozpłakał się głośno. Mama wytłumaczyła, że to normalne zachowanie, jej syn jest autystyczny. Babcia przypomniała Malice o koleżance z Cagliari, która bardzo polubiła Malikę i razem bawiły się przez kilka godzin. Proces myślowy był bardzo krótki, Malika chwyciła zabawki i podeszła do chłopaka. Już za chwilę bawili się razem. Rodzice, którzy przyglądali się całej sytuacji, byli zaskoczeni działaniem Maliki 💪🥰
Jaki efekt długofalowy będzie na nich miała podróż z nami, tego dowiemy się kiedyś. Widzimy dużo dobra, jesteśmy świadomi tego, co nie wyszło, nad czym chcielibyśmy popracować.
Na tydzień zostali z dziadkami, a my ruszyliśmy w dzicz Polski. Mandela skomentował to tak: ‘wy jedźcie nad jezioro, my będziemy się tu dobrze bawić i odpoczniemy od Waszych krzyków’ 🤣🤪 Dzieciaki sprowadzają nas na ziemię i za to im dziękujemy!





