Costa Verde cz.1

„…Próżno odwracasz głowę, próżno zamykasz oczy, próżno przyśpieszasz kroku, nie umkniesz, powrócisz! Nie zdzierżysz w swoich europejskich ogródkach mierzonych na centymetry, w chaosie domów i ciasnocie ulic, gdzie nie ma sokolich przestrzeni ponad morzem skołtunionej zieleni spływającej w równie dolin, gdzie nie ma rozpędu dla oczu i powietrza dla płuc…” – „Słońce na ambach” – Wacław Korabiewicz.

Kocham to połączenie morza i gór. Miejsc niemierzonych na centymetry, bez ‘chaosu domów i ciasnoty ulic’. Czuję się wtedy dobrze, czuję przestrzeń, wolność. Ten ‘rozpęd dla oczu i powietrze dla płuc’ przypominają mi czym jest życie i po co żyję. Tak właśnie wyglądało nasze doświadczenie Costa Verde miejsca, do którego zjechaliśmy po 3 miesiącach na Sardynii. Rzeczą, która najbardziej nas ujęła był brak ludzi. Tu jeszcze bardziej niż w innych miejscach, domostwa były rozsiane co kilkaset metrów, czasami kilka kilometrów. To tak, jakby ktoś wziął garść piasku i rzucił ją na wietrze w górę. Pospadały na ziemię bez składu i ładu. I to było chyba najpiękniejsze w tym wszystkim. Pozostał nam niesmak parkingów na południe od Nebidy. Betonowych przestrzeni, z mnóstwem samochodów. Po kilku godzinach trzeba było uciekać, żeby się nie udusić.


Jeżeli lubicie zanurzyć się w przyrodę, odpocząć się od telefonu (to akurat jest proste, bo w wielu miejscach zupełny brak zasięgu haha), być sami ze sobą (niemożliwe, jeżeli jest się z dziećmi 🙂), i w tym samym momencie czuć potęgę morza, siłę wiatru siedząc na 100 m klifach, skałach albo na plaży, to polecamy gorąco!

Choć oficjalnie Costa Verde to teren leżący pomiędzy Capo Pecora a Capo Fresca, już trochę na południe zaczął się dla nas raj.

Stanęliśmy na parkingu przy Cala Domestica. Zimą jest się tam samemu. Czasami podczas dnia wpadnie kilku ludzi przejść się po plaży. Tam właśnie wybraliśmy się na 8km trekking po klifach w kierunku Buggerru. Dzieciaki na swoich nogach więc cała trasa zajęła nam 6h. Mandela dopiero w drodze powrotnej, tej już łatwiejszej, zgodził się, żeby wziąć go na barana. Przez całą trasę sam, najczęściej z Maliką za rękę. Odpowiadali sobie bajki, rozmawiali, śpiewali, interesowali się wszystkim dookoła i zadawali mnóstwo pytań. A trasa łatwa nie była 🙂 Teren pocięty przez wąwozy, ścieżka biegnąca kilka do kilkunastu metrów od sporych klifów. Kilkukrotnie kopczyki gubiły się gdzieś w tej bujnej roślinności, ścieżka, która jeszcze przed chwilą była wyraźna rozpływała się. Podejście pod górę, piękne widoki, a potem ostro w dół. Kolejny raz i kolejny. Gdzieś w połowie wyciągneliśmy termosy obiadowe i zaczęła się mała siesta. To już nasz standard. Czy to rowery, trekking po górach, wspin, dzieciaki w pewnym momencie zaczynają słaniać się na nogach (my także 🤣), a to znak, że czas na małą przerwę i ciepły obiad. Spędzając tyle czasu w outdoorze, gdzie nie ma co liczyć na knajpkę czy pizzerię 🙂 ciepłe obiady to podstawa. Tu, na łonie natury, każdy kęs smakuje o niebo lepiej 🙂 Baterie naładowane i ruszamy w dalszą drogę.


Gdy dotarliśmy z powrotem do plaży wyciągnąłem z vana zabawki. Malika i Mandela zaczęli kopać dołki i bawić się, jakby dopiero wstali z łóżka. A Natalia? Cóż…matkę nam skosiło 😋 Zmęczona zasnęła na godzinę obok bawiących się dzieciaków.

To miała być nasza druga noc w tym miejscu, jednak nie było nam to dane. Minutę po otwarciu vana i wyciągnięciu zabawek podjechali Carrabinierzy. Pani bardzo miła i uprzejma, lecz jej partner w mundurze bojowo nastawiony zaczął swoją tyradę w języku niemieckim. Odczekałem chwilę i odparłem: ‘I don’t speak German, English please’ 🙂 Koniec końców wyrzucili nas bo parkować kamperom tam nie wolno. Przecież to zima i zajmowaliśmy za dużo miejsca na … pustym parkingu 🙂 Podejrzewam, że to uprzejmość właścicieli małego parkingu dla kamperów, który znajdował się kilka metrów za nami. Nie ważne, że w sezonie zimowym był zamknięty 🙂


Przebywając w okolicach Nebidy warto zobaczyć jeszcze kilka ciekawostek. Porto Flavia, to port załadunkowy dla pobliskich kopalni. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że został wydrążony w skale! W latach, kiedy powstawał, a było to na początku XX wieku, było to inżynieryjnym wyzwaniem. Choć jeszcze większym wyzwaniem musiało być dla kapitana i załóg statków, które odbierały ładunek. Na zdjęciach w internecie zobaczycie dość sporych rozmiarów, jak na tamte czasy, statki zakotwiczone i uwiązane na cumach kilkanaście metrów od wielkich klifów. W dzisiejszych czasach nie byłoby to możliwe. Nie ze względu na mniejsze doświadczenie czy brak odwagi dzisiejszych marynarzy. Chodzi mi bardziej o górę przepisów, checklist, analiz ryzyka i … wszechobecną kontrolą towarzyst ubezpieczeniowych 🙂 Bo jak tu wytłumaczyć ‘zaparkowanie’ kolosa kilkanaście metrów od klifów 🙂

Także pobliskie szlaki w górach dostarczyły nam niesamowitych doznań oraz adrenaliny 🙂 Eksponowane ścieżki dla rodziców z dzieciakami to nielada wyzwanie. Szczególnie, że w ten dzień wybraliśmy się tylko na małą przechadzkę bez żarcia 🙂 Odwrót został ogłoszony po przejściu Scala di Ferro (żelaznej drabiny), części szlaku, którym podążaliśmy. Kilka łyków wody, chwila na podziwianie widoków, odpoczynek i zaczeliśmy schodzić na dół.

Samo miasto Iglesias warte jest zobaczenia – jedno z piękniejszych, do jakiego zawitaliśmy. Jednak uwazajcie! Przekroczenie ograniczenia prędkości 70 km/h o 2 km/h na drodze dojazdowej kosztowało nas 50 Euro 😃 Widać dziura budżetowa duża i trzeba ją jakoś zasypać. To tak jak w Gdyni, gdzie strefa płatnego parkowania rozrosła się jak balon 🙂

A na koniec kilka logistycznych podpowiedzi. Zastanawiacie się jakiego sprzętu używamy na wyjazdach? Lubimy sprawdzone rzeczy, w których woda dalej jest wodą, a nie plastikową zupą. Rano zapakowana ciepła zupa, albo makaron z sosem, po kilku godzinach marszu lub na rowerach dalej będzie szczelnie zamknięta w termosie obiadowym, ciepła, a nie rozlana na dole plecaka 🙂 Tak więc z ręką na sercu możemy polecić: Termos obiadowy Primus Trail Break Lunch Jug i Butelka termiczna Hydro Flask 21 oz, które możecie znaleźć w ofercie E-Pamir. A dlaczego właśnie ten sklep możemy polecić? O tym za jakiś czas 🙂


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s